sobota, 6 lipca 2013

Rozdział III



>Emma<
Siedzę tu już pół godziny i rozmyślam nad…. No właśnie nad czym? Chyba to o czym myślę to całe moje życie. RODZICE …. wiem, że to głupie, ale czuję, że ten wypadek to moja wina ….dlaczego ?
Otóż……
Cóż, tego dnia wybrałam się z przyjaciółkami na plażę. Konno. Długo po prostu jeździłyśmy, ale jedna z nas wpadła na pomysł. Bardzo głupi pomysł, który zabrał mi rodziców. Wymyśliłyśmy…..< Emma się trzęsie, a po policzku biegnie pojedyncza łza> …wyścigi, która z nas najszybciej okrąży plaże. upadł , a ja razem z nim. Potknął się o drąg wystający z ziemi. Niby nic mi nie było. Moja ręka była lekko potłuczona. Zadzwoniłam po rodziców, żeby mnie zabrali, a koniem zaopiekuje się trenerka. Rodzice po mnie jechali, kiedy, kiedy, kiedy samochód z niewiadomej przyczyny wpadł do wąwozu. Gdybym nie zadzwoniła, gdyby nie ten głupi pomysł z wyścigami, gdyby nie moja potłuczona ręka, cholera, oni nadal by żyli.
Wiem , moja psycholog mi tłumaczyła, to nie moja wina nie miałam na to wpływu i inne brednia, ale prawda jest  taka, że miałam wpływ i to duży. 


- Mogę ci jakoś pomóc?- podszedł do mnie chłopak na oko 20 lat, dość wysoki, brązowe włosy i czekoladowe oczy-Gdzie moje maniery.  Liam jestem.
-Emma….hmmm. Umiesz wskrzeszać zmarłych? Jak tak to będę wdzięczna- podałam mu rękę, po czym stwierdziłam, że niezłe z niego ciacho… Boże! O czym ja myślę?
- Niestety, takiej umiejętności nie posiadam, ale pomagam lekko pijanym dziewczynom.- zaśmiał się po czym zapytał- jakieś życzenia?
- Taaa, która godzina?
-Otóż jest 17:03. Coś jeszcze?
- O kurcze, znowu się spójnie na stadninę. Miło było cie poznać ale muszę lecieć.
Podniosłam torbę z ziemi , założyłam na oczy czarne RayBany i popędziłam ile sił w nogach. 15 minut ostrego biegu i jestem na miejscu.  Nagle zza zakręt podjechał czarny samochód. Ktoś odsunął szybę …Liam.
-Emma, może podwieźć?
-Okay… odwdzięczę się jakoś.
-Dobra wsiadaj, ale w zamian zabieram cie jutro na kawę.
- Ale jeśli kawa to tylko w Starbucksie plus ciasteczko .- nagle zaczęłam się śmiać jak wariatka. Liam dziwnie na mnie popatrzył.- Liam twoje okulary. Wyglądamy jak Pan i Pani Smith
Kiedy tylko to powiedziałam on tez zaczął się śmiać. Radio było włączone na fulla. Zaczęła lecieć jakaś wesoła piosenka , której zbytnio nie znałam. Mój kolega zaczął śpiewać. Kopara mi opadła.
-Wow! Jesteś świetny, co za głos…- naprawdę zdziwiło mnie, chłopak serio nieźle śpiewał
- fajnie , że ci się podoba i nie piszczysz.- po tym zastanowiłam się
- Czemu niby mam piszczeć …?
-Nie nic, nic.
Skręciliśmy w prawo i podjechaliśmy obok  stajni.
-Dzięki za podwózkę.
- Nie ma za co. Po prostu pamiętaj o kawie. To do zobaczenia
Weszłam do stajni i od razu poszłam do Mirandy- to mój ulubiony koń. Traktuje ją jak kogoś naprawdę bliskiego.
>Liam<
Wspaniale uczucie poznać kogoś kto nie wie kim jesteś. Kto nie ocenia cie po tym co mówią o tobie w telewizji. Naprawdę to coś nowego. Ona jest taka… wyjątkowa.  Jednocześnie tajemnicza , ale na zewnątrz  jest twarda. Widać, że tak naprawdę jest bardzo wrażliwa. Przyglądałem jej się kiedy pielęgnowała tego konia ze stadniny. Chyba przezywa cos trudnego w życiu , bo wydaje się taka skryta i niewinna.


1 komentarz:

  1. Świetny rozdział ;**

    Naprawdę fajnie piszesz. Ciekawa fabuła i bohaterowie. ;)

    OdpowiedzUsuń